Cool po koreańsku. Narodziny fenomenu [RECENZJA KSIĄŻKI]
Nie słucham k-popu na co dzień, nie oglądam dram, nie gram w koreańskie MMORPG, a marka mojego telefonu to Xiaomi - za to fenomen koreańskiej kultury popularnej nie przestaje mnie fascynować. Korea przez pięć tysięcy lat była najeżdżana przez inne państwa, a sama nigdy żadnego nie zaatakowała. Przynajmniej nie w rozumieniu dosłownym, bo już od kilkunastu lat ojczyzna Samsunga skutecznie podbija świat swoim soft power - hallyu, czyli koreańską falą popkultury.
Jeśli liczyliście na historię k-popu, to możecie się rozczarować. Na tym zagadnieniu autorka koncentruje się w dwóch rozdziałach z piętnastu, i choć sam temat przewija się przez całą księżkę, to nie jest jej dominantą. Euny Hong zrobiła coś o wiele lepszego - czerpiąc ze swoich amerykańsko-koreańskich korzeni, rozmawiając z ludźmi, podchodząć do tematu z różnych stron, analizując go i wyciągając wnioski, wytłumczyła fenomen Korei Południowej.
Cool po koreańsku nie jest pozycją przesadnie długą - liczy nie całe trzysta stron - ale bardzo treściwą. Hong skupia się na różnych aspektach życia, historii i mentalności mieszkańców Półwyspu Koreańskiego. Czytelnik dowie się, jak wygląda koreańska szkoła, jakie znaczenie w promocji kraju za granicą odegrało kimchi oraz jak koreańsko-japońska animozja zmotywowała Koreę do zmian. Autorka wyjaśnia, jak ważną rolę w rozwoju kraju odegrały czebole, czyli megakoncerny w rodzaju Samsunga i Hyundaia, tłumaczy popularność k-dam, wskazuje na znaczenie PSY i Gangnam Style. Co jednak najistotniejsze, Hong komunikuje wprost, że hallyu to produkt.
Dziś, zanim na rynku branży rozrywkowej wystartuje nowy k-boysband, jego członkowie kilkanaście lat ćwiczą, jak tańczyć w idealnej synchronizacji. Podmiotami, które wchodzą w skład koreańskiej administracji rządowej (!) są działy ds. gier wideo, telewizji i polityki branży kulturowej. Rząd (!) inwestuje niesamowite pieniądze w kulturę popularną, a wszystko zaczęło się w 1997 roku, kiedy potężnie zadłużona Korea próbowała poradzić sobie z azjatyckim kryzysem finansowym. Jej ówczesny prezydent zdecydował się wówczas zatrudnić speców od PRu i zainwestować pieniądze z pożyczki w popkulturę - brzmi jak absolutne szaleństwo, prawda? A jednak udało się i z tej książki dowiecie się, jak.
Przmyślenia autorki czyta się jednym tchem, bo są świetnie napisane - lekko, z poczuciem humoru, ale w oparciu o badania i dane statystyczne. Książka dla wszystkich zainteresowanych Koreą Południową, popkulturą i - biznesem. Jej największą zaletą jest fakt, że nie jest odtwórcza; nie odpowiada na pytanie jak, ale: dlaczego?
Euny Hong, Cool po koreańsku. Narodziny fenomenu. Jak jeden naród podbił świat za pomocą popkultury, Warszawa 2020 {wydanie oryginalnie: 2014}
RECENZJE INNYCH KSIĄŻEK:
Myślę, że fenomen Korei "wygryzł" trochę Japonię, która fascynowała wielu ludzi 10-15 lat temu. Ostatnio rozmawiałam z pewnym sympatycznym Koreańczykiem i po tym jak opowiadał mi o swoim kraju pomyślałam, że Korea nie jest aż tak fajnym miejscem do życia jak idealizują go fani kpopu, ale bądźmy szczerzy - nigdzie nie jest idealnie. ;) Sama książka wydaje się ciekawa, rzadko sięgam po takie lektury, ale może czas to zmienić?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Po książkę zdecydowanie warto sięgnąć właśnie ze względu na fakt, że autorka niczego nie wybiela, nie koloryzuje, mówi, jak jest - np. bez ogródek pisze, że w szkole ona i jej rówieśnicy byli fizycznie karani przez nauczycieli. Zdecydowanie polecam, bo czyta się świetnie :)
Usuń