Szkoła przemysłowa. Jak edukacja czyni z nas produkty


Szkoła masowa to de facto synonim współczesnej szkoły polskiej. Okazuje się bowiem, że miejsce, które odwiedzamy pięć dni w tygodniu przez przynajmniej jedenaście lat naszego życia, ma niepokojąco wiele wspólnego z fabrykami, procesami produkcyjnymi i produkcją przemysłową. Nieprzekonani? Spójrzcie:

I DYSZĄ MIECHY I MŁOTY JĘCZĄ...

Produkcję masową cechuje wysoka wielkość produkcji, i niska częstotliwość zmian produktu: wytwarzanych dóbr jest dużo i są one jednorodne, dzięki czemu obniża się jednostkowy koszt produkcji - to pierwsza zaleta produkcji masowej. Druga: powtarzalność procesów sprawia, że efekty są coraz lepsze, a system produkcyjny jest udoskonalany. Artykuły wytwarzane są przy użyciu specjalistycznego wyposażenia; urządzenia te są dostosowane do produkcji jednego konkretnego typu wyrobu, sterowanego przez małą liczbę pracowników. Procedura produkcyjna jest powtarzalna, więc kwalifikacje pracowników na ogół nie są wysokie. Produkuje się masowo to, na co jest wysokie zapotrzebowanie, a procec ten trwa nieprzerwanie.
Taki system ma jednak też swoje wady. Oferta produktów jest wąska. Wytwarzane dobra są do siebie bardzo podobne, bo pochodzą z identycznej serii produkcyjnej, co wpływa na ich niską konkurencyjność na rynku. Produkcja ta jest mało elastyczna, bo żeby produkować inny wyrób, trzeba by przebudować taśmę produkcyjną, co wiązałoby się z kosztami.

A teraz to samo, ale zamiast produkcji - szkoła, zamiast pracowników - nauczyciele, a zmiast wyrobów - uczniowie:

Szkołę masową cechuje wysoka wielkość produkcji i niska częstotliwość zmian produktu - szkołę opuszcza wielu uczniów, posiadających te same umiejętności. Powtarzalność procesów (czyli powtarzalność metod uczenia) sprawia, że efekty są coraz ,,lepsze" (uczniowie coraz bardziej podlegają standaryzacji), a system produkcyjny jest udoskonalany (nauczyciele specjalizują się w przekazywaniu wiedzy zawsze w ten sam sposób). Uczniów kształtuje się przy użyciu specjalistycznego wyposażenia (programów nauczania); programy nauczania są dostosowane do uczenia w jednym konkretnym kierunku. Nauczycieli jest niewielu. Metody nauczania są powtarzalne, więc kwalifikacje nauczycieli, bywa, pozostawiają wiele do życzenia. Uczy się masowo tych przedmiotów, które uważa się za potrzebne, a proces ten trwa nieprzerwanie.
Uczniowie opuszczają szkołę z identycznymi umiejętnościami, bo każdego z nich obowiązują te same standardy, co wpływa na ich niską konkurencyjność na rynku pracy. Metody nauczania są mało elastyczne, bo żeby rozwijać w uczniach różnorodne umiejętności, trzeba by przedefiniować istotę szkoły, co wiązałoby się z kosztami.

Tak to przynajmniej wygląda zdaniem sir Kena Robinsona, reformatora edukacji, prowadzącego krucjatę przeciwko szkołom, które zabijają kreatywność. 
W tym wpisie, bazując na książce Robinsona, Kreatywne szkoły. Oddolna rewolucja, która zmienia edukację, opisuję historię edukacji przemysłowej, jej wady i proponowane przez autora rozwiązania.

HISTORIA EDUKACJI PRZEMYSŁOWEJ


Szkolnictwo przemysłowe powstało w połowie XIX wieku jako skutek rewolucji przemysłowej. Wcześniej większość ludzi żyła na wsi i trudniła się rolnictwem. Miasta stanowiły niewielkie ośrodki handlu i rzemiosła - w XVI-wiecznej Europie mieszkało w nich tylko około 5% ludności. Pozostałe 95% ludności żyło na wsi, nie potrafiło pisać i czytać, żyło zgodnie z rytmem przyrody i świąt religijnych, a ich umiejętności nie wykraczały poza rzemiosło, którym zarabiali na życie.
Rewolucja przemysłowa wywróciła życie do góry nogami. Od połowy osiemnastego wieku seria innowacyjnych technologii doprowadziła do powstania zupełnie nowych produktów, pojawiło się zapotrzebowanie na wydobycie i przetwarzanie surowców, i co za tym idzie, zapotrzebowanie na siłę roboczą. Do miast zaczęli falami napływać mieszkańcy wsi.
W XIX wieku zaczął kształtować się nowy rodzaj społeczeństwa. Pojawia się klasa robotnicza, żyjąca i pracująca często w pożałowania godnych warunkach, ale też klasa średnia, czyli ludzie, którzy w tych nowoformujacych się warunkach radzili sobie nieco lepiej - przedsiębiorcy, inwestorzy, prawnicy, lekarze. Zarówno klasa robotnicza, jak i średnia zaczęły wywierać nacisk polityczny, aby uzyskać prawo głosu w kwestii tego, jak się nimi rządzi. Kiedy to prawo zdobyli, feudalny ucisk starej arystokracji osłabł i zaczął się kształtować nowy porządek polityczny. W tym samym czasie organizacje dobroczynne starały się złagodzić nieraz przerażające warunki, w jakich żyła klasa robotników, a robiły to za pomocą akcji charytatywnych w sferze zdrowia, opieki społecznej, i właśnie EDUKACJI.
W takich okolicznościach pojawił się popyt na zorganizowanie systemów masowego szkolnictwa - darmowego, obowiązkowego dla wszystkich dzieci, opłacanego z pieniędzy podatników.

Czemu miała służyć taka edukacja?

Przede wszystkim miała sprostać zapotrzebowaniu na pracowników fizycznych (pracujących w kopalniach, fabrykach, stoczniach), inżynierów, pracowników biurkowych i administracyjnych (do zarządzania rozrastającą się biurokracją), prawników, lekarzy oraz naukowców, zapewniających eksperckie usługi tym, których było na to stać. Ten cel nie budził wątpliwości. Co do pozostałych - cóż, tu już rozumowano różnie. W Stanach Zjednoczonych sądzono, że wykształceni obywatele przysłużą się demokracji. Niektórzy widzieli w takim systemie środek kontroli społeczniej, zdaniem innym miał on służyć propagowaniu sprawiedliwości i umożliwiać awans społeczny. Przedstawiciele klas średnich i wyższych wierzyli (i wierzą), że pójście do odpowiedniej szkoły i nawiązanie znajomości stanowi podstawę społecznego przygotowania ich dzieci. 



Przemysł potrzebował znacznie więcej pracowników fizycznych niż absolwentów uczelni wyższych. Dlatego masowa edukacja zbudowana była na kształt piramidy, gdzie uczniów ubywało w miarę przesuwania się ku jej szczytowi.
W epoce przemysłowej większość młodych ludzi opuszczała szkołę przed czternastym rokiem życia i pracowała fizycznie lub w usługach. Niewielu mogło wybrać się na studia. Ci, którzy pochodzili z odpowiednich rodzin i ukończyli właściwe uniwersytety mieli szansę później objąć korzystną posadę w rządzie lub administracji kolonialnej.




PROBLEMY


Czy taki typ szkolnictwa generuje obecnie problemy? Nie mogło być inaczej. Spójrzmy na to logiczne: funkcjonujemy w systemie, który stworzono ponad 150 lat temu. Od tego czasu, no, trochę się wydarzyło. Wynaleziono telefon, gramofon, samochód, samolot, zaczęto stosować elektryczność na szeroką skalę - już trochę się tego uzbierało, a nawet nie dotarliśmy do 20. wieku! Tutaj do wyboru, do koloru: loty w kosmos, telewizja, radio, internet, teoria względności... Wydawałoby się zatem, że, jeśli chodzi o edukację, powinniśmy przynajmniej krążyć po stratosferze - a dalej kurczowo trzymamy się chodników.
Robinson wskazuje najważniejsze bolączki współczesnej szkoły, odwołując się do metafory szkoły-fabryki. Jego zdaniem są to: dostosowanie się, podporządkowanie, linearność oraz kwestia popytu rynkowego. 
Dostosowanie się. Ludzie nie są jednakowi, a w szkole oceniani są wg jednego standardu zdolności. Uczniowie mogą mieć indywidualne talenty, które po prostu nie wpisują się w pożądane w szkole umiejętności. To generuje wiele problemów, wśród nich poczucie bycia gorszym i stres.
Standaryzacja. Sztywne normy są niezbędne podczas kształtowania produktów, ale nie ludzi. Podporządkowanie prowadzi do zniechęcania, czy wręcz piętnowania uczniów za popełnianie błędów, korzystanie ze swojej kreatywności i wyobraźni. Cały sens edukacji sprowadza się do jednego - wstrzelić się w klucz.
Linearność. Przydzielanie dzieci do klas ze względu na rok urodzenia igornuje fakt, że każdy rozwija się w swoim tempie.
Popyt rynkowy. Czyli oczekiwania, a rzeczywistość. Spójrzcie na dane z rodzimego rynku pracy - według badań z 2015 roku aż 53% Polaków nie nie pracuje w swoim zawodzie. Jednym z czynników, odpowiadających za taki stan rzeczy, jest z pewnością kwestia zawodów nadwyżkowych (od trzech lat w tej kategorii przodują ekonomiści). Jeśli dodać do tego różnice w zarobkach kobiet i mężczyzn - zgodnie z danymi z 2018 roku kobiety, które ukończyły szkołę średnią zarabiają mniej niż mężczyźni z wykształceniem średnim, ale też zawodowym i podstawowym - to sprawa przedstawia się nieciekawie. Poza tym, jak mamy przewidzieć, co będzie opłacalne w przyszłości? Kto dziesięć lat temu mógł podejrzewać, jak dochodowym zajęciem będzie praca youtubera lub influencera?

ROZWIĄZANIA


Robinson postuluje zerwanie z przemysłowymi typami szkół i standaryzacją, w zamian proponując kultywowanie kreatywnośći i myślenia dywergencyjnego.
Kreatywność - proces wytwarzania oryginalnych i wartościowych pomysłów.
Myślenie dywergencyjne - podstawa kreatywności, zdolność dostrzegania wielu możliwych rozwiązań danego problemu i wielu opcji jego interpretacji. Wszyscy jesteśmy do niego zdolni, ale w miarę dorastania i, co najważniejsze, w miarę przechodzenia przez kolejne poziomy edukacji (gdzie mówi nam się, że w danym zadaniu tylko jedna odpowiedź jest poprawna), tracimy tę zdolność.
Oto, co proponuje Robinson: po pierwsze, musimy zerwać z opozycjami: przedmioty ścisłe - przedmioty artystyczne, uniwersytet - praca fizyczna i przestać faworyzować jedne kosztem drugich. Po drugie, należy zrozumieć, że najbardziej efektywna jest współpraca i uczenie się w grupach - człowiek jest przecież istotą społeczną. Po trzecie, trzeba zmienić zwyczaje panujące w szkole i szkolne środowisko.

ZAKOŃCZENIE


Sugestywny obrazek, przedstawiający nauczyciela, przepuszczającego uczniów przez szkołę-maszynkę do mięsa, który widzicie powyżej, to kadr z teledysku do piosenki Another Brick In The Wall, part 2 zespołu Pink Floyd. Tekst tego prostest songu ze słowami We don't need no education/We don't need no mind control/No dark sarcasm in the classrom/Hey!/ Teacher, leave those kids alone! zanispirowała historia, opowiedziana wokaliście przez kolegę z zespołu, Nicka Masona: 

Raz nauczyciel rzucił w moją stronę gąbkę do tablicy, podklejoną kawałkiem drewna. Gąbka trafiła mnie w głowę. Ktoś wówczas zawołał: „Proszę pana, ale Mason ma dzisiaj urodziny”, na co nauczyciel odpowiedział: „No to ma swój prezent”.

We mnie nauczyciele nigdy niczym w szkole nie rzucali, ale i tak uważam, że naszemu systemowi edukacji przydałyby się zmiany. Czy odpowiedzią na nie są postulaty sir Kena Robinsona? Prawdę mówiąc, nie wiem. Nie zrozumcie mnie źle - kreatywność i myślenie dywergencyjne brzmią super, ale jak zaimplementować je w polskich szkołach?


TERAZ WY

Jeśli dotarłeś do tego miejsca - gratuluję! Napisz w komentarzu, co sądzisz o pomysłach sir Kena Robinsona. Zgadzasz się, że nasz system edukacji wymaga rewolucji?



Źródła:
Ken Robinson, Lou Aronica, Kreatywne szkoły. Oddolna rewolucja, która zmienia edukację.
Ken Robinson, Changing education paradigmas [KLIK].
Ken Robinson, Do schools kill creativity? [KLIK].
Większość Polaków nie pracuje w swoim zawodzie [KLIK].
Gdzie pracują Polacy? 9 wykresów, które warto zobaczyć [KLIK].
Czy edukacja nadal się opłaca? [KLIK].
Produkcja masowa na portalu mfiles.pl
Kadr z teledysku Pink Floyd do piosenki Another Brick In The Wall, Part 2 [KLIK].
Cytat Nicka Masona [KLIK].

Komentarze

Może zaciekawi Cię również:

Moda w latach 1910-1920 [WIELKI WPIS]

Moda w latach 1900 - 1909 [WIELKI WPIS]

Filofun, czyli nostalgia za podstawówką, kabelkowe kurioza i odlotowe teksty z odlotowej książki

Hannah Montana i lata 80. Miley Cyrus - ,,Plastic Hearts" (RECENZJA)

Przegląd albumów (LUTY 2021)