Nowa Muzyka: KWIECIEŃ 2021


W tym miesiącu przesłuchałam może niezbyt dużo płyt - ale za to jakich! Kwiecień dał nam naprawdę dużo porządnej muzyki, zarówno rodzimej, jak i zagranicznej. Będzie taniec z diabłem, bitwa u wrót ogrodu, Paul McCartney w ponownym natarciu, mieszane uczucia i Francja-elegancja.

Płyty ułożone są w kolejności od podejrzanego kebaba z budki na rogu zadymionego skrzyżowania do ciasteczek marchewkowych przekładanych kremem mascarpone. Smacznego!

Zadnim jednak przejdziemy do przeglądu albumów z tego miesiąca, to ja chciałabym tylko napomknąć, że przed kwietniem był jeszcze marzec, luty, styczeń...

Okładka płyty Demi Lovato ,,Dancing With The Devil"

Demi Lovato - Dancing With The Devil

Na początek krótki wstęp dla tych, którzy nie znają Demi Lovato. Demi to niespełna 30-letnia piosenkarka i aktorka, znana głównie z bycia nastoletnią gwiazdką Disney'a (musical Camp Rock, serial Słoneczna Sonny). Jak to często niestety bywa z dziecięcymi celebrytami, Lovato poszła w balowanie, które przeszło w uzależnienie od narkotyków, a skończyło niemal na jej śmierci. Dami zdecydowała się opowiedzieć swoją historię w filmie dokumentalnym Dancing With The Devil i promującym go (lub na odwrót?) albumie o tym samym tytule. 
Życzę piosenkarce jak najlepiej, ale moje współczucie wobec niej nie zmienia faktu, że jej najnowsza płyta nie jest zbyt udana. Dancing With The Devil to album chaotyczny: są tu i smutne ballady, i tytułowy utwór w stylu filmów o Jamesie Bondzie, i popowe piosenki. Nic z tego nie przyciąga uwagi słuchacza na dłużej, jest wtórne i nieciekawe, bywa nawet męczące (Anyone). Gdybym miała  najlepsze momenty tego albumu, to byłoby to wspomniane już tytułowe Dancing With The Devil oraz nagrane na spółę z Noah Cyrus Easy - i to tyle.



Okładka płyty zespołu Greta Van Fleet - ,,The Battle At Garden's Gate"

Greta Van Fleet - The Battle At Garden's Gate


Greta Van Fleet to zespół, który wśród fanów muzyki wywołuje skrajne reakcje. Jedni sądzą, że młodzi Amerykanie są nadzieją rocka, inni - ze Stevenem Wilsonem na czele - są przekonani, że ,,jeśli zespół taki, jak Greta Van Fleet to najlepsze, co mają do zaoferowania nowe, rockowe zespoły, to rock jest martwy" (1).  To bardzo ciekawy temat, ale na inną dyskusję. Jeśli zaś chodzi o The Battle At Garden's Gate to nie ma się tu nad czym rozwodzić: początek - super, ale reszty albumu już nawet nie pamiętam. Fakt: poprzednia płyta brzmiała jak zaginione Led Zeppelin II i pół, ale była dobra. Tutaj muzycy starali się nie naśladować swoich idoli i szukać własnego stylu. Problem w tym, że chyba nic póki co nie znaleźli.

 


Okładka płyty Paula McCartney'a ,,McCartney III Imagined"

Paul McCartney - Paul McCartney III Imagined


Jeśli chcecie posłuchać, jak zreinterpretowano zeszłoroczny album byłego Beatlesa, to McCartney III Imagined jest czymś dla was. Niektóre covery są bliższe oryginałom (Women And Wives - remiks St. Vincenta), inne mniej (Find My Way z gościnnym udziałem Becka), jeszcze inne niemal nie przypominają pierwotnych wersji (Pretty Boys według zespołu Khruangbin). Nieco przyśpieszone Slidin' dostało rockowego pazura i brzmi świetnie,  moim faworytem jest jest The Kiss Of Venus w wykonaniu Dominica Fike'a - dla mnie lepsze niż wersja Paula Ramona. Płyty przyjemnie się słucha, podobnie jak oryginału, ale nic tu przełomowego. Gratka przede wszystkim dla tych, którzy mieli okazję słyszeć trzecią część McCartney'owskiej albumowej trylogii.

 


Okładka płyty zespołu Sonar ,,S3"

Sonar - S3

Choć polski duet muzyki elektronicznej Sonar działa już od jakiegoś czasu, to S3, jego najnowsze wydawnictwo, było moim pierwszym z nim spotkaniem - ale za to jakim miłym! Trzeci album Sonaru to 31 minut świetnej tanecznej, transowej wręcz muzyki. Polecam!

 


Okładka płyty Rau Performance ,,Mieszane uczucia"

Rau Performance - Mieszane uczucia

Moje uczucia względem tego albumu są, na przekór tytułowi, pozytywne. Najnowsza płyta Rau Performance to alternatywa dla tych, którym nie po drodze z gangsterskim rapem, przechwalaniem się własnym bogactwem i opowieściami w stylu ,,od zera do bohatera", które ostatnio w polskim podwórku rapowym stały się normą. Mieszane uczucia brzmią inaczej (ciekawiej - album otwiera petergunnowy Meltdown). Teksty są ,,gęste" i aż chce się ich słuchać jeszcze raz i jeszcze raz, żeby wyłapać wszystkie sensy i znaczenia (w Aerobic Rodeo gra słowna grę słowną pogania). Może nieszczególnie przypadły mi do gustu wulgaryzmy i szczerość przechodząca momentami w naturalizm (Odmrażam se jajca morsując w szampanie (Jak Makłowicz)), ale płytę i tak mocno polecam.

 


Okładka płyty zespołu The Snuts ,,W. L."

The Snuts - W. L.

The Snuts są pierwszym od 14 lat szkockim zespołem muzycznym, któremu udało się wskoczyć na pierwsze miejsce najlepiej sprzedających się płyt w Wielkiej Brytanii - czytamy w ich biogramie na Spotify. Wydaje mi się, że już ta informacja o może o czymś świadczyć. 
W. L. to bardzo dobry debiut indie-rockowy. Wydawnictwo składa się z dwóch płyt i rozpoczyna się mocno - Always, Juan Belmonte i All Your Friends to zresztą jedne z najczęściej odsłuchiwanych piosenek zespołu. Album trwa w sumie niemal godzinę i udaje mu się przez większość czasu zachować wysoki poziom. Mamy tu kawałki żwawsze (Coffee&Ciggarettes) i wolniejsze (Sing For You Supper), to jednak te pierwsze przeważają, i dobrze - płyty słucha się świetnie, bo muzycy nie przynudzają, a każda piosenka jest ,,jakaś". Na duży plus również wokal Jacka Cochrane'a. 
Czy propozycja The Snuts to coś przełomowego? Nie. Niemniej - płyta jest dobra, a ja czekam na więcej.



Okładka płyty Portera Robinsona ,,Nurture"

Porter Robinson - Nurture

Porter Robinson dał się poznać dzięki piosence Shelter i towarzyszącemu jej teledyskowi, utrzymanemu w stylu anime. Estetyka japońskiej animacji i elektroniczne, syntetyczne dźwięki to cechy szczególne jego twórczości - i tego właśnie możecie spodziewać się po Nurture. Album brzmi czasem jak ścieżka dźwiękowa do jakieś uroczej gierki z Kraju Kwitnącej Wiśni (rozpoczynające płytę Lifelike), kiedy indziej znowu macie wrażenie, jakbyście jakimś niewytłumaczalnym sposobem weszli do wnętrza Internetu (Wind Tempos). Bardzo ciekawa płyta.

 





La Femme - Paradigmes

Płyta, na którą trafiłam przez przypadek, została albumem miesiąca. O zespole La Femme nigdy wcześniej nie słyszałam, nie miałam pojęcia, czego się spodziewać, więc do Paradigmes podeszłam bez jakichkolwiek oczekiwań czy założeń. Dostałam wspaniałą mieszankę popu, rocka, psychodelii, punku i nie wiem, czego jeszcze. Rzadko zdaża się, żeby na jakieś płycie podobała mi się wszystkie piosenki, a tutaj tak jest - każdy kawałek jest inny, zapamiętywalny i interesujący, a oceniam tu tylko warstwę muzyczną, bo francuskiego, niestety, nie znam. (Teksty wyglądają dobrze już w Google Tłumaczu, więc album prawdopodobnie nie zawodzi również pod tym względem). 
Na Paradygmatach mam wielu faworytów. Świetne jest punkowe, szybkie Foutre le bordel czy powolne Cool Colorado, ale absolutnie najlepszym momentem tej płyty jest jej finał - sześciominutowe Tut t'en lasses z genialnym saksofonem, od którego aż mam ciary. 
Na ten moment chyba najlepszy tegoroczny album.

 


TERAZ WY

Ulubiona nowa muzyka z kwietnia?

Komentarze

Może zaciekawi Cię również:

Moda w latach 1910-1920 [WIELKI WPIS]

Filofun, czyli nostalgia za podstawówką, kabelkowe kurioza i odlotowe teksty z odlotowej książki

Moda w latach 1900 - 1909 [WIELKI WPIS]

Czysty wymysł. Jak japońska popkultura podbiła świat [RECENZJA KSIĄŻKI]

Piosenka Dnia. Temat: Początki muzyki rozrywkowej